„Bodzio” mówi, że disco polo to nie wiocha
Mariusz Pojnar, Krzysztof Kołodziejczyk: Robicie zawrotną karierę. Graliście na Winobraniu, Święcie Solan, po wiejskich dożynkach. Czy waszym zdaniem na disco polo jest zapotrzebowanie?
Tomasz „Bodzio” Bodak, lider „Bodzio Dance”, (22 lata); Tomasz Halicki, członek zespołu, (17 lat): - To często jest tak, że na trzeźwo nikt się nie przyzna, że słucha disco polo. Po dwóch piwach większość zaczyna kiwać się w rytm naszej muzyki, a po trzech okazuje się, że sporo ludzi zna teksty. Niby nikt o disco polo nie pamięta, niby gatunek nie popularny, ale prawda jest taka, że lubiany.
Ja to na przykład wręcz uwielbiam. Od dziecka oglądałem programy disco polowe. Któż z nas nie widział „Disco relax” albo „Disco polo live”. I któregoś razu pomyślałem sobie, że chcę nagrywać disco polo. I tak powstał „Bodzio Dance”. Na początku jak zacząłem śpiewać, nieźle fałszowałem. Nagrywałem siebie i potem tego słuchałem. To był straszny fałsz. Z czasem zacząłem zauważać, że robię postępy. Chyba nie jest ze mną tak najgorzej.
T. Halicki: Mówimy otwarcie, że lubimy disco polo. Nie wstydzimy się tego.
Jesteście dość rozchwytywanym zespołem...
T. H.: Graliśmy już w wielu miejscach. Raz mieliśmy taki dzień, że w jednym dniu zagraliśmy trzy koncerty: w Otyniu, Siedlisku i Borowie. Ale był szał.
Rzeczywiście szał... Skąd taka popularność?
„Bodzio”: - Założyliśmy sobie taki plan, że nasz zespół po tym pierwszym, debiutanckim sezonie ma być znany. I to udało nam się zrealizować. Cieszymy się, ale się tym nie podniecamy.
Ale to disco polo, znajomi się z was nie śmieją?
Studiuję na Uniwersytecie Zielonogórskim animację kultury. Na roku jest około 100 osób, większość to dziewczyny. Zdają sobie sprawę, że gramy to, co gramy. Nie komentują tego negatywnie. Od kilku tygodni w każdy piątek przez dwie godziny, od 22.00 do 24.00 prowadzimy audycję disco polo w radiu Index, wtedy kiedy studenci się bawią i nas słuchają. Odbieramy naprawdę pozytywne sygnały.
Wy naprawdę myślicie, że jesteście fajni w tym co robicie?
Jeszcze raz podkreślę. Lubimy to co robimy, ale zdajemy sobie sprawę, że to co już osiągnęliśmy to nic w porównaniu do tego, co jeszcze chcemy osiągnąć. Chcielibyśmy nagrać płytę i wypłynąć na szersze wody. Już mamy prawie gotowe dwa kolejne utwory - jeden o miłości, drugi o życiu studenckim. Wkrótce będziemy je nagrywać. Oprócz tego wybieramy się do Białegostoku, czyli stolicy disco polo. Jeden producent zaprosił nas na nagranie. Tam chcielibyśmy się dalej promować, wyjść z naszą muzyką poza region.
Na razie idzie wam świetnie. To szczęście, czy talent?
Mamy plan, żeby zajść bardzo daleko. I uważam, że mamy realne szanse. Szczęście na pewno trzeba mieć, ale to nie wystarczy. W promocji pomogły nam lokalne media, które opisywały nasze występy. One były dobre, więc po ludziach rozchodziła się wiadomość, że fajnie gramy. Graliśmy już przed znanymi zespołami, wydawałoby się, że my przy nich to „cienkie bolki”. Ale wychodzimy i robimy lepsze show niż oni. O czymś to świadczy.
I wychodzi, że wcale nie jesteście takie „cienkie bolki”. Co to za zespoły?
T. H.: Na przykład Bad Boys Blue, które grało w Zielonej Górze na Winobraniu. Albo Grupa Operacyjna, przed którą graliśmy w Nowej Soli. Z tym, że to oczywiście nie jest disco polo. Tak „rozgrzaliśmy” im publiczność, że nawet Mieszko (Sibilski, lider GO – red.) ze sceny powiedział, że „dajemy radę”. Słuchało nas ze dwa, trzy tysiące osób. Nie chciałem schodzić ze sceny.
Macie tremę jak wychodzicie na scenę?
„Bodzio”: - Nie. Lubimy, to co robimy, czym tu się stresować. Nie wstydzimy się tego co gramy.
Nie wstydzicie się? Umieszczacie swoje klipy w internecie. Swego czasu w komentarzach np. do „Dziewczyny 2009” można było przeczytać naprawdę różne rzeczy. Teraz już nie można komentować teledysków. Dlaczego, skoro się nie wstydzicie?
Nawet nie wiedzieliśmy, że nie można. Chyba zablokował to ten, kto nagrywał teledysk do „Dziewczyny 2009”.
Wam się podoba ten teledysk?
T. H.: Nie podoba nam się. Był zmontowany na szybko i wyszło jak wyszło. Może jeszcze w chwili powstania nam się podobał, ale teraz już nie.
„Bodzio”: - Wiecie ile kosztował nas ten teledysk? 60 zł.! Od czegoś trzeb zacząć. Nie siedzimy, nie czekamy aż ktoś nam coś zaproponuje. Sami się pchamy gdzie się da. Czy kiedyś ktoś to będzie pamiętał? Będziemy mieć już następne teledyski. Dopiero w przyszłym roku chcemy nagrać naprawdę profesjonalny klip.
To co robicie wielu odbiera jako kicz.... Rzucali już w was jajkami albo czymś innym?
T. H. Nie jeszcze się to nigdy nie zdarzyło. Wszyscy się na naszych koncertach fajnie bawią.
T. B. Mamy publiczność w różnym wieku, ale generalnie są to nastolatki. Ogólnie na koncertach ludzie się fajnie bawią, klaszczą a na koniec zapalają zapalniczki. To co robimy się podoba.
Koncerty diso polo to show. To nie jest tak, że ja wychodzę i tylko śpiewam. Czasami też ukucnę, wtedy wszystkie dziewczyny od razu piszczą. Bawimy się wspólnie, ręce cały czas są w górze. Mamy swoje układy taneczne, które prezentujemy. To nie tylko śpiew, to cała otoczka. Mogą nas odbierać jako kicz, ale dla nas nie jest to ani kicz, ani wiocha. Zresztą, dla każdego wiocha to coś innego.
A dla was co jest obciachem?
Jak jedzie koleś starym golfem „dwójką” z otwartymi szybami, a z radia leci „Będę brał cię w aucie”. To dla mnie jest wieśniactwo. Ktoś chce wyrwać dziewczynę na nic. Chce pokazać, że co, że ma fajne auto?! W tym momencie nie jest fajny, jest po prostu śmieszny.
Czujecie się popularni?
W sumie tak. Rozpoznają nas ludzie na ulicy.
Da się z tego żyć?
Jeszcze nie, ale liczymy na to, że będziemy na tym zarabiać.
Mariusz Pojnar, Krzysztof Kołodziejczyk