Porwanie się na pomysł wykorzystania poezji legendarnego Edwarda Stachury jest krokiem odważnym. Zielonogórski zespół Fabula Rasa próbował w Kaflowym przetworzyć twórczość „Steda” i zaprezentować ją w wersji muzycznej, na rockowo, z domieszką elektroniki. Czy mu się to udało?
Panowie z zespołu Fabula Rasa zagrali utwory m. in. ze swojej pierwszej EP-ki – np. „Życie to nie teatr”, „Piosenka nad piosenkami”, „Zabraknie ci psa” (szczególnie udane wykonanie) czy „Jest już za późno, nie jest za późno”.
Poezja Edwarda Stachury jest materią szczególnie wrażliwą, wszak to poeta dla wielu kultowy i sprawa przeniesienia jego twórczości na grunt muzyczny jest kwestią delikatną. „Przebić się przez obłęd do sensu” – pisał popularny „Sted”. Jednak Fabula Rasa moim zdaniem nie uchwyciła sedna, sensu Stachury. Więcej było krzyku i jazgotu niż przemyślanej koncepcji. Nie jestem przekonany, czy zaprezentowana przez kapelę mieszanka rocka z domieszką elektroniki oddała ducha jego wierszy. Ja w sobotę tego ducha nie poczułem. Nie tylko zresztą ja. Nie poczułem tego lęku i wyobcowania, czyli uczuć, które płyną z tej poezji, przenikają przez nią jak krew przez bibułę.
Mnóstwo zespołów wykorzystywało utwory autora „Siekierezady albo Zimy leśnych ludzi”, że wymienię Stare Dobre Małżeństwo czy Hey, i robiło to w sposób nieporównywalnie lepszy.
Sama idea przypomnienie słuchaczom twórczości Stachury jest godna najwyższych pochwał. Twórca już za życia zbudował sobie trwały pomnik. Chyba zdawał sobie z tego sprawę, pisząc w swoim prawdopodobnie ostatnim wierszu, że „stanie na końcu i nie skosztuje śmierci”.
Mateusz Pojnar