- Kiedyś na podwórku ograłem jakiegoś ligowca, chyba nawet z kanałem. Wtedy zaczęli na mnie mówić Maradona, a żeby było krócej, zostało „Mara” - mówi o pochodzeniu swojej piłkarskiej ksywki Łukasz Kałużny.
Podczas ostatniego meczu ligowego z Piastem Czerwieńsk włodarze klubu podziękowali za lata gry Łukaszowi Kałużnemu. „Mara” z powodu kłopotów zdrowotnych usiał zawiesić buty na kołku.
Wembley Rzeczka
Zaczynał jak każdy, na podwórku, przy Czarnej Strudze na Konstytucji takich podwórkowych boisk było kilka i zawsze ktoś na nich grał. - No a w czwartej klasie było takie spotkanie na stadionie, zauważył mnie trener Sobczak, zaprosił do klasy sportowej i tak się zaczęło – wyjaśnia pierwszy krok ku zorganizowanemu trenowaniu.
Już wtedy wyróżniał się kilkoma cechami, takimi jak fajny drybling, uderzenie, stałe fragmenty gry. Po latach gry w zespołach juniorskich zadebiutował w seniorach, w IV lidze za trenera Petejki, z Ravią Rawicz. Miał wtedy zaledwie 16 lat.
Solidny ligowiec
Od następnego sezonu zagościł na stałe. - Byłem młodzieżowcem, miałem pewne miejsce w składzie, ale też trzeba było sobie na to miejsce zasłużyć - mówi W 2004 roku zespół wywalczył awans do III ligi. Po półtora sezonu, podczas których wyrobił sobie markę na tym poziomie rozgrywek. Potrafił zagrać rewelacyjne mecze, był jednym z najbardziej rozpoznawanych zawodników Arki. Jeździł na testy, do KSZO Ostrowiec, Śląska Wrocław, Górniku Polkowice, ale ostatecznie po jesieni 2006 roku trafił do Polonii Słubice, gdzie spędził trzy rundy. - Świetny klub, poukładany, z bardzo dobrą bazą. To z pewnością był dla mnie piłkarski krok do przodu – wspomina. Z Polonią wywalczył awans do II ligi, ale po sezonie wrócił do Nowej Soli. - Wtedy klub jeszcze jako tako działał, ale powoli zaczęło się dziać źle. - Tak naprawdę wszystko odżyło, kiedy w klubie pojawił się trener Krzysztof Pawlak, miałem u niego świetną rundę, jedną z najlepszych w moim wykonaniu. Jeden z najlepszych trenerów, jakich miąłem, do tego na pewno takimi byli trener Michalski, u którego grałem w Nowej Soli i Słubicach i trener Sobczak – mówi Ł. Kałużny.
Dziwna choroba
Ostatni mecz zagrał w rundzie jesiennej minionego sezonu w Sławie z Dębem Przybyszów, był 15 sierpnia 2012. Wtedy pojawiły się kłopoty ze zdrowiem. - Zaczęło się od silnych bólów głowy, potem zacząłem mieć kłopoty z okiem, nie mogłem patrzyć w prawo. Na treningu zacząłem widzieć dwie piłki, powiedziałem trenerowi, że coś nie tak. Badania, szpital, zaczęły się jakieś opadania powiek, szpital w Poznaniu, ale do dziś nikt nie wie, co mi tak naprawdę jest. Wykluczali różne choroby, na dziś nikt nie wie, co to było. Z czasem dolegliwości minęły. - Musiałem leczyć się sterydami, stąd dzisiaj wyglądam tak, jak wyglądam, przybrałem na masie, bo taki bywa efekt leczenia sterydami. Niby dziś nic mi nie jest, ale nie zaryzykuję, nie wrócę na boisko – wyznaje.
Serce by chciało
Przez ponad pół życia trenował i grał mecze. Dziś jest tego pozbawiony. Jak z tym żyje? - Musiałem to sobie w głowie ustawić, że raczej nie mogę grać. Zająłem się pracą. Bardzo dużo pomagają mi bliscy, rodzice, dziewczyna, zawsze byli przy mnie i za to chciałem im podziękować, za to wsparcie. Ale piłki brakuje. Tęsknię za treningami, szatnią, atmosferą w autobusie, chłopakami, żartami, za całą otoczką – wyznaje Ł. Kałużny.
- Czasem spotykam kibiców, pytają, „Mara”, czemu nie grasz, wszystkim muszę to samo odpowiadać, każdemu z osobna wyjaśniać, czemu nie gram – wyznaje.
Sprzęt piłkarski nadal wisi w domu. - Patrzę często na niego, serce by jeszcze chciało, ale rozum mówi, że nie. Dziś mam chyba ze trzy albo cztery pary butów, najwięcej, ile miałem w karierze, zawsze miało się po jednej, teraz mam cztery, ale do niczego mi się już nie przydadzą – mówi nie kryjąc żalu. - Przeszedłem nad tym do porządku dziennego, pogodziłem się z tym, że w piłkę już grać nie będę...
Marek Grzelka
Pisaliśmy o Łukaszu:
Sierpień 2005 mecz pucharowy Arka – Górnik/Zagłębie Wałbrzych
„Przyszła w końcu feralna 118 minuta. Do dośrodkowania wyskakuje Łoboda, piąstkuje piłkę, ale nie zauważa że jest już poza polem karnym. Skutkiem takiego zagrania jest czerwona kartka dla naszego bramkarza i rzut wolny z granicy pola karnego.
Emocje sięgają zenitu, bramka automatycznie oznacza rzuty karne, które bez bramkarza trudno byłoby Arce wygrać. Do bramki wchodzi Łukasz Kałużny. Brakowało tylko odgłosu wielkiego werbla na stadionie, takiego jak w cyrku, kiedy za chwilę będzie niebezpieczny numer. Bo ten numer faktycznie był niebezpieczny. Gwizdek, strzał, piłka mija głowy zawodników w murze. Pierwszy raz zrozumiałem te japońskie kreskówki o meczach piłkarskich, kiedy wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Piłka leci, piłka leci... Zmierza mniej więcej okienko. I wtedy Kałużny wykonuje rasową paradę, taką jakiej pozazdrościłby mu niejeden bramkarz. Paruje piłkę za boisko, ale nie podnosi się, leży. Koledzy rozmasowują mu rękę, mamy już 119 minutę.”
Sierpień 2005 Arka – Chrobry
„Generalnie sędziowie się sprawdzili i umiejętnie poprowadzili spotkanie. Piękna sytuacja miała miejsce w przerwie, kiedy Łukasz Kałużny podszedł do sędziów, próbując wyjaśnić chyba jeszcze raz okoliczności zdarzenia, za które otrzymał żółta kartkę. Główny sędzia odparł - „Ale szanuję to, bo przynajmniej jesteś szczery”, po czym pojednawczo uścisnęli sobie dłonie.”
Luty 2006 Amica Wronki - Arka
„Kilkakrotnie błysnął kunsztem Łukasz Kałużny i jego nietuzinkowa gra sprawiała sporo problemów pierwszoligowcom .”
Kwiecień 2006 Arka – Raków Częstochowa
„Jasnym punktem w zespole był Kałużny, który swoją ochotę do gry przypłacił kontuzją, ryzykownie włożył nogę w nogi bramkarza, gola i tak sędzia nie uznał, a Łukasz przejechał się do szpitala na koszt NFZ. Teraz Łukasz przez 3 tygodnie będzie czekał na kolejny start, konieczne było szycie skóry na piszczelu.”
Czerwiec 2006, podsumowanie sezonu
„Chylę czoła przed Łukaszem Kałużnym, to chyba najbardziej ambitny chłop w tym zespole, chce, widać że prosi o grę, że chciałby biegać wszędzie i za wszystkich i ewidentnie ma żal, kiedy nic nie idzie. Dało się zauważyć, że kiedy Łukasz wchodził do gry, robił się po jego stronie ruch. Ma to swoje świetne emocjonalne podejście do grania, ma serce, żyje tym, co robi na boisku i za to po prostu wielki szacunek.”
Wrzesień 2006 Arka – Szczakowianka Jaworzno
„Analogiczne w tych spotkaniach było także to, że prowadzenie uzyskujemy po trafieniach Kałużnego. Łukasz otworzył wynik w Zabrzu, Królewskiej Woli i Nowej Soli. Najskuteczniejszy i najaktywniejszy jest Kałużny, choć trafia jakieś 20 procent z tego co ma.”
grudzień 2006 – podsumowanie rundy
„Łukasz Kałużny – gdyby grał tak, jak może grać, z pewnością byłby jednym z najlepszych w tej lidze. Czasem bajeczny w swojej grze, a czasem bajecznie bezmyślny. Czasem jak piłkarz pierwszego sortu, czasem jak rozkapryszona dziewczynka. Dobry chłop i aż szkoda, że nie tak dobry jak mógłby być. Być może trochę nam się ukisił w nowosolskim sosie, być może czas na to, by odetchnął w innym klubie, do czego się zresztą przymierza”.
Luty 2007
„Łukasz Kałużny doszedł do porozumienia z naszym klubem i nowym pracodawcą – Polonią Słubice. Osobiście uważam, że najwyższa pora by Łukasz poszedł w świat właśnie nadeszła. Zmiana środowiska powinna mu wyjść na korzyść, obcy teren potrafi dobrze weryfikować jakość zawodnika i być może Łukasz w Słubicach się obudzi, szkoda byłoby, gdyby jego talent gdzieś się zatracił.”
Październik 2008 Artka – Łucznik Strzelce Krajeńskie
„Jaśniejszym punktem meczu od początku był Łukasz Kałużny, który bardzo chciał w tym meczu pograć. Działał jednak samotnie niczym zamachowiec samobójca na zatłoczonym targowisku. Znikąd wsparcia.”
Styczeń 2009 podsumowanie rundy
Kałużny wrócił do Nowej Soli po okresie gry w słubickiej Polonii. Podstawowy zawodnik jesiennej Arki. Duże doświadczenie, spore umiejętności, Kałużnego nie trzeba specjalnie rekomendować. Tak jednak, jak potrafił zgrać mecze dobre, zdarzały się słabsze występy. W porównaniu do poprzednich lat Łukasz nieco się zapuścił, więcej ma do dźwigania, co od razu przekłada się na mniejszą dynamikę, słabszą zwrotność i drybling, a tymi aspektami swojej gry zawsze zyskiwał. Nie zepsuł się za to strzał i umiejętność wykonywania stałych fragmentów gry.
Styczeń 2009, po treningach z trenerem kickboxingu
- Już po rozgrzewce mieliśmy dosyć, na drugi dzień rano nie mogłem wstać z łóżka – opisuje bokserskie doświadczenia zawodnik Arki Łukasz Kałużny.
Sierpień 2009 Pogoń Świebodzin – Arka
38’ - Kałużny strzela z karnego na parking przy Lidlu za stadionem Pogoni
Czerwiec 2010 Arka – Łucznik Strzelce Krajeńskie
Wynik w 83. minucie ustalił Kałużny. Dostał piłkę na 18. metrze będąc tyłem do bramki, obrócił się w prawo z obrońcą na plecach i uderzył niezbyt mocno, z trudnym dla bramkarza kozłem i piłka wpadła do siatki. Geniusz Kałużnego. Piąty gol w trzech meczach. Choć przez cały mecz krzyczał, gestykulował, krótko mówiąc nie błyszczał, jedną akcją zmył z siebie wszystko, co w tym meczu było złe. Czapka z głowy w stronę trenera Pawlaka za wyczucie i cierpliwość.
Czerwiec 2010 Motobi Bystrzyca Kąty Wrocławskie – Arka
Stare ludowe porzekadło mówi, że im większy deszcz, tym kałuże większe. Coś w tym jest. Im więcej deszczu było w środę w Kątach Wrocławskich, tym większy był Kałużny, który dwa razy trafił do siatki Motobi. Zresztą w tym meczu bramki padały wtedy, kiedy padał deszcz
Lipiec 2010 podsumowanie sezonu
Remek Smolin: Postawiliśmy sobie za cel w tej rundzie żeby nie tracić bramek, grać na zero lub tracić ich jak najmniej. To się udawało. Do tego fantastyczną rundę miał Łukasz Kałużny, który strzelił wiele bramek i to często z niewiarygodnych pozycji. Złota noga, złota głowa, a my byliśmy od tego, żeby to obronić (śmiech).
Lipiec 2010 podsumowanie sezonu - o meczu z Polonią/Spartą Świdnica
Tajemnica pewnej nogi . W 39. minucie Kałużny oddał swojego klasycznego fiflaka z rzutu wolnego, po którym piłka wyczynia cuda a Wójcik wrzucił sobie piłkę do bramki. Myślę, że gdyby Kałużny strzelał piłką Jabulani, mógłby zostać pierwszym człowiekiem, który strzela gola z wolnego stojąc tyłem do bramki rywala. Zaczynam wierzyć w plotki o Kałużnym, że niby ma zamiast stopy ma diabelskie kopyto albo że jako prawideł do butów używa bumerangów.
Narodziny Lisa. Wynik ustalił oczywiście Kałużny, który w 83 minucie obrócił się z obrońcą na plecach, strzelił a piłka zrobiła taś taś w polu karnym i wpadła do siatki. Tak oto pojawiła się legenda o lisie pola karnego, który cały mecz macha, krzyczy, protestuje, a potem robi pstryk chlaś i wszystkie winy idą w niepamięć.
Luty 2012 Korona Kożuchów – Arka
Po chwili znów jest groźnie, jednak grający w nowych, żółtych butach Kałużny nie decyduje się na dostawienie nogi w czystej pozycji, ale wiadomo, nowe buty, trochę szkoda.