Nie zawiedli się ci ostatni z ostatnich, którzy postanowili w sobotę 2. października pójść na Areczkę. Podopieczni Romualda Kujawy wygrali bardzo ważny mecz, wygrali wysoko, dobry wynik w tym meczu był kluczowym dla morale w zespole. Drugi ważny argument to fakt, że Arka wygrała jubileuszowo, w swoje święto, a przegrać w święto przecież nie wypada.
Arka Nowa Sól – Motobi Bystrzyca Kąty Wrocławskie 4:1 (2:1)
Bramik: Rozynek 14’, Druciak 22’ i 84, Kamiński 85’ – Samiec 20’
Arka: Sala, Pojnar, Smolin, Ilnicki, Walter, Kumczyk, Rozynek (65’ Kamiński), Kałużny, Wierzbicki, Jurak (78’ Lewandowski), Druciak (87’ Domański)
O jakim jubileuszu mówię? Na imię mu „500”. Przed meczem podszedł do mnie współzałożyciel Arki pan Zdzisław Buszta i wręczył mi białą kopertę. W środku nie było tego, co zwykle wręcza się w białych kopertach na stadionach. Na dwóch kartkach papieru sporządzona była lista wszystkich meczów „Arki”, sezon po sezonie, runda po rundzie od jesieni 1995, kiedy po kilku latach zawirowań w nowosolskiej piłce udało się ruszyć z miejsca. I sobotni mecz Arki z Motobi był 500. meczem ligowym nowosolan. Nie wypadało nie wygrać, lecz rywal był trudny.
Motobi w III lidze to marka uznana, szczególnie kiedy gra u siebie. Wiosną poprzedniego sezonu nowosolanie pod wodzą Krzysztofa Pawlaka sprawili ogromną niespodziankę wygrywając na wyjeździe. Oba zespoły przed sobotnim meczem miały podobny dorobek, oba bardzo chciały wykonać ruch do góry, szczególnie Arka, która ostatnie dwa mecze z Twardym i Pogonią raczej do udanych nie zaliczy.
Gol za gol
Kontuzjowanego na treningu Łobodę zastąpił w bramce Sala. Zabrakło Łukasza Chmielewskiego, który raz, że skompletował cztery żółte kartki, dwa, złapał kontuzję Achillesa. Obserwujący rozgrzewkę Arki mieli kilka opinii patrząc, że każdy strzał niemal wpadał do siatki: jedna, że Sala słaby, druga, że wszystko dziś będzie pięknie wchodzić, trzecia, że się wystrzelają w rozgrzewce.
Pierwsze minuty meczu to względny spokój bez szału, standardowe macanie, gdzie, którędy i jak się da gdyby się nadarzyła okazja. Pierwszy strzał padł dopiero po 10 minutach, z wolnego z dystansu na bramkę Sali uderzył Samiec, jednak nie trafił. Dwie minuty później po raz pierwszy w tym meczu błysnął Jurak, po akcji lewą stroną uderzył sytuacyjnie szpicem w stronę bramki, a kibice jęknęli, bo było blisko. Chwilę potem prowadziliśmy. Rzut rożny rozgrywał Wierzbicki, rywale niemal całkiem zapomnieli o Rozynku, który wszedł w pole bramkowe i domknął opadającą piłkę nogą nie dając najmniejszych szans Foltynowi.
Odpowiedzi goście udzielili w 20. minucie. Wyrzut z autu, piłka trafia w nasze pole karne do Samca, ten spokojnie przyjmuje, pyta Salę, gdzie strzelić i strzela na remis. Skąd miał tyle czasu i tyle miejsca? Prawdopodobnie zaspał ktoś w kryciu i nie wrócił za wchodzącym obrońcą Motobi.
Ale taki stan długo nie trwał. W 22. minucie Kałużnego wbiegającego w pole karne kasują rywale, piłkę przed polem karnym ustawia Druciak, strzela niezbyt mocno, nad murem prawą nogą i Foltyn może tylko odprowadzić piłkę wzrokiem. Arka znów na wierzchu, a Druciak mógł podbiec do siedzącej na trybunach córki Amelki i pokazać jej, że ma na sobie tę koszulkę, którą dla niego córka udekorowała.
W 26. minucie na listę mógł wpisać się Jurak. Najpierw sędzia przytomnie puścił ewidentny faul na Wierzbickim, piłka bowiem zmierzała do świetnie ustawionego napastnika Arki, jednak ten będąc w polu karnym sam na sam z Foltynem strzelił niecelnie. W 28. minucie po akcji gości strzał oddał Dudzic, piłka rykoszetowała, Sala obronił. W 32. próbował zza pola karnego strzelać Kowalski, nie trafił w bramkę. W 37. minucie słaby strzał Kałużnego obronił bramkarz gości. W 42’ znów świetną akcję lewą stroną przeprowadził Jurak, spod linii zagrał idealną piłkę do Druciaka, który jednak nie trafił w bramkę.
Dwa gole Arki do tego dwie stuprocentowe, niewykorzystane sytuacje. Jeden fatalny błąd z tyłu. Oba zespoły oddały po sześć strzałów, jednak to dwa gole miała na koncie Arki. I ten wynik wpłynął na to, co działo się w drugiej połowie.
Wyczekali i dobili
To Motobi musiała w drugich 45 minutach grać. Arka miała nie popełnić błędu w defensywie i czekać, aż nadarzy się okazja do kontry. Najpierw, w 48. minucie strzelał Jurak, Foltyn dosyć słaby strzał obronił, potem już na boisku grali przyjezdni.
Niemal przez 20 minut Arce udało się rywala rozbijać, odbierać piłkę, przecinać akcję. Gorąco było dopiero w 63. minucie, kiedy Sala przy interwencji wypuścił piłkę z rąk, ta odbiła się o udo rywala, który na szczęście się nie zorientował. Kolejne minuty to również głęboko cofnięty nasz zespół, niewiele do oglądania, dużo boiskowych szachów. W 76. znów było gorąco, akcja lewą stroną, dośrodkowanie za długi słupek, tam piłka zbita głową i Janusz strzela z bliska a piłka trafia w słupek.
Przez niemal 40 minut Arka trzymała pistolety w kaburach. I z twardością kowboja stojącego w rozkroku z rękami w kieszeniach śmiała się z ciosów w twarz zbieranych od rywala. Przyszedł jednak czas na zakończenie tej zabawy, kowboj wypluł źdźbło, wyciągnął ręce z kieszeni, szybkim ruchem dobył dwa colty i zostawił leżące padło rywala z dwiema dymiącymi dziurami w klacie.
W 84. kontra Arki była dosyć chaotyczna, już wydawało się, że nic z tego nie będzie, piłka jednak trafiła pod nogi Druciaka, który strzelił lekko i precyzyjnie, palcami jeszcze drapnął piłkę Foltyn, lecz ta tuż przy słupku wpadła do siatki. Minutę później dośrodkowanie z lewej strony w pole karne trafiło wprost na nogę Kamińskiego, który z pierwszej piłki z powietrza z czterech metrów ustalił wynik.
Były to odpowiedzi potwornie brutalne. Oddaliśmy w drugiej połowie trzy strzały, wpadły z tego dwie bramki. Rywale choć oddali w drugiej połowie oddali pięć strzałów, tylko raz trafili w słupek, reszta była niecelna.
Kolejny mecz Arka zagra w Rzepinie. Mecz w sobotę o godz. 15.00. Nas tam oczywiście nie zabraknie, zapraszamy także do śledzenia relacji na żywo na naszej stronie internetowej.
Marek Grzelka