Dodane

  • Kolejne osiedle w śródmieściu

    ns krag
    Kolejna miejska plomba zostanie zagospodarowana. Przy ul. Waryńskiego na dawnej gazowni powstanie osiedle mieszkaniowe z usługami na parterze.

 

Elżbieta S. oszukała ponad 300 nauczycieli w latach 1998-2002. Za przywłaszczone pieniądze wybudowała sobie dom nad jeziorem, który po ośmiu latach od wyroku zlicytuje komornik. Pieniądze pójdą na spłatę pokrzywdzonych

Ponad dekadę temu ujawniono, że Elżbieta S., była księgowa i kasjerka Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej Pracowników Oświaty w Nowej Soli przywłaszczyła pieniądze nauczycieli (ok. 1/3 z nich dziś jest już na emeryturze – dop. red.) i pracowników administracyjnych placówek oświatowych na kwotę ponad 380 tys. zł.
Za pieniądze tych osób postawiła sobie dom nad jeziorem, w którym mieszka do dziś. „Nieruchomość znajduje się w strefie domków jednorodzinnych i rekreacyjnych (…) w bezpośrednim sąsiedztwie Jeziora Sławskiego” - czytamy w treści ogłoszenia komorniczego obwieszczającego pierwszą licytację nieruchomości. Podczas gdy przez lata skazana prawomocnym wyrokiem i uznana winnym oszustka korzystała z uroków życia nad jeziorem, pokrzywdzeni powoli, krok po kroku dążyli do odzyskania straconych pieniędzy. To się w końcu może udać. Ale po kolei.

„Wyparowało”
ponad 350 tys. zł

Był 2003 rok, kiedy  na walnym zgromadzeniu członków PKZP okazało się, że stan konta kasy zamiast kilkuset tysięcy wynosi... 870 zł. - To był szok, niedowierzanie, ogromne zaskoczenie, z początku nie mogliśmy uwierzyć, że mogło dojść do oszustwa na tak szeroką skalę – mówi o ówczesnych nastrojach panujących wśród nauczycieli Janina Pawłowska, obecna szefowa PKZP. Nowe władze zostały powołane, żeby doprowadzić sprawę do końca, ale o tym za chwilę.
Szukano innego wytłumaczenia dla braków na koncie kasy, ale szybko okazało się, że za zniknięciem pieniędzy stoi Elżbieta S., do której jak ulał pasuje termin „kreatywna księgowa”.
Na czym polegał proceder? - Członkowie kasy wznosili comiesięczne wpłaty na konto, po czym według kolejki udzielano pożyczek. Księgowa wystawiała listę osób do wypłaty pożyczki, zarząd to akceptował, pożyczka miała była wypłacana, ale tak nie było.  Księgowa przywłaszczała te pieniądze sobie. Proceder był o tyle dobrze skonstruowany, że nie obciążała tych osób, które rzekomo miały brać pożyczkę, czyli fikcyjnych pożyczkobiorców. Czyli nikt na gorąco nie miał pretensji, że pieniędzy nie ma, a raty są mu potrącane – opowiada o sposobie działania Elżbiety S. Jarosław Pilz, obecny członek zarządu kasy.
Zanim sprawa się „wysypała”, były wątpliwości dotyczące wstrzymania pożyczek dla nauczycieli. 
- Ówczesny zarząd twierdził, że nastąpił zator płatniczy po powodzi w 1997 roku i że po udzieleniu dodatkowych pożyczek dla nauczycieli dotkniętych jej skutkami kasa jest chwilo pusta – wspomina J. Pilz. Potem okazało się, że jeden z członków zarządu także jednorazowo przywłaszczył sobie pieniądze. Po wyroku sądu zwrócił je do kasy. Nie ustalono, żeby działał w porozumieniu z Elżbietą S.  Na wniosek pokrzywdzonych sprawę pod lupę wzięła Prokuratura Rejonowa w Nowej Soli. Ustalono, że Elżbieta S: „W okresie od 25 listopada 1998 r. do 25 października 2002 r. działając z góry powziętym zamiarem, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, w krótkich odstępach czasu, pełniąc funkcję gł. księgowej i jednocześnie kasjerki przywłaszczyła sobie powierzone jej mienie znacznej wartości, w postaci pieniędzy w łącznej kwocie 382.840,65 zł a następnie w celu ukrycia powstałych niedoborów prowadziła nierzetelnie podwójną dokumentację księgową (jedną – faktyczną, a drugą – na „swoje” potrzeby), a także w sposób niezgody z prawdą księgowała udzielanie fikcyjnych pożyczek na konto osób, które ich nie uzyskały oraz nie ewidencjonowała w dokumentacji księgowej faktycznych wpływów i wypłat z kasy, czym wyrządziła znaczną szkodę majątkową członkom kasy PKZP” - czytamy w akcie oskarżenia, na którym opierał się sąd wydając wyrok w tej sprawie.

„Czeski film”
24 listopada 2006 roku w Sądzie Rejonowym w Nowej Soli zapadł wyrok skazujący Elżbietę S. na trzy lata więzienia (na poczet kary zaliczono jej blisko rok, który przed procesem spędziła w areszcie - dop. red.).  Wyrok nie oznaczał jednak końca sprawy dla pokrzywdzonych, którzy do dziś nie odzyskali pieniędzy.  To, co działo się po wspomnianym wyroku, przypomina trochę czeski film...  
Jak opowiada J. Pilz, kiedy afera wyszła na jaw, poprzedni zarząd PKZP samoistnie się rozwiązał więc kasa zapomogowo-pożyczkowa przestała być oficjalnie reprezentowana. - Czyli zgodnie z przepisami zlikwidowano ciało, które było władne w podejmowaniu decyzji.  Musieliśmy doprowadzić do tego, żeby walne zebranie się odbyło, a po drugie żeby przyszła ponad połowa pokrzywdzonych, żeby można było osiągnąć kworum uprawnione do głosowania. Ostatecznie udało się zebrać grupę powyżej połowy i wybrano nowy zarząd, który rozpoczął procedurę egzekucji wyroku. Co ciekawe okazało się, że wyrok nie miał klauzuli wykonalności – wspomina J. Pilz. Nowy zarząd zwrócił się do sądu o wydanie klauzuli wykonalności. Dopiero po jej wydaniu przez sąd można było skierować sprawę do postępowania komorniczego. Ale poszkodowani dalej mieli pd górkę, bo uaktywniła się Elżbieta S. - W tym czasie ta pani podważała fakt powołania nowego zarządu i to że nie jest on organem uprawnionym i właściwym do podejmowania decyzji. Sprawdzano sądowe dokumenty nowego zarządu, który został powołany do tego, by odzyskać pieniądze pokrzywdzonych. Kiedy komornik przystąpił do zbadania majątku skazanej, okazało się, że nieruchomość, o którą domagaliśmy się, żeby została zlicytowana, jest współwłasnością męża tej pani. Tym samym musieliśmy skierować kolejną sprawę do sądu przeciwko temu panu. Kiedy zapadł pierwszy wyrok, z kolei ten pan się odwoływał i sprawa stała w miejscu. Kiedy zapadła decyzja o wykonalności wyroku przeciwko współmałżonkowi, ci państwo zaczęli występować przeciwko komornikowi, że jego postępowanie jest niezgodne z prawem. Ostatecznie i tak rację przyznano nam  – opowiada o zawiłych okolicznościach całej drogi do finału J.Pilz.
Po ponad 10 latach od momentu, kiedy sprawa wyszła na jaw, zbliża się prawdopodobny finał.
8 maja w wydziale cywilnym Sądu Rejonowego we Wschowie dobędzie się pierwsza licytacja komornicza, w której ma zostać zlicytowany dom Elżbiety S. - Mamy nadzieję, że to początek końca tej wieloletniej drogi, które ostatnim przystankiem będzie odzyskanie pieniędzy – cieszy się J. Pawłowska i dodaje na koniec: - Z tego miejsca w imieniu obecnego zarządu pragnę podziękować osobom, które przyczyniły się do „rozwikłania” tej sprawy za porady i pomoc prawną, szczególnie nowosolskiej Prokuraturze Rejonowej, ówczesnemu i obecnemu prezesom i sędziom Sądu Rejonowego w Nowej Soli, w szczególności pani Dembowiak, pani Gajgiel oraz panu Boguckiemu, bez których pomocy nasza „droga przez mękę” byłaby bardziej kręta i zawiła.
Mariusz Pojnar

OGŁOSZENIE:

„Komornik Sądowy przy Sądzie Rejonowym w Nowej Soli Radomir Radecki, kancelaria Komornicza we Wschowie z siedzibą 67-400 Wschowa, ul. Pocztowa 16/5 (tel. 065 540 12 01 ogłasza, że w sprawie egzekucyjnej KM 434/10 dnia 8 maja 2014 r. o godz. 11.00 pod adresem Wschowa, pl. Kosynierów 1c, w sali nr 106 VI Zamiejscowego Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w Nowej Soli z siedzibą we Wschowie odbędzie się
pierwsza licytacja prawa użytkowania wieczystego nieruchomości położonej 67-410 Sława, ul. Wrzosowa 20, Lubiatów. (...)
Nieruchomość znajduje się w strefie domków jednorodzinnych i rekreacyjnych (...) w bezpośrednim sąsiedztwie Jeziora Sławskiego, (...) z dala od drogi głównej. Nieruchomość obejmuje działkę o powierzchni 458,0 m2.  Budynek mieszkalny trzykondygnacyjny, o powierzchni użytkowej 116,0 m2. Suma oszacowania wynosi 192 205,00 zł, cena wywoławcza: 144 153, 75 zł”