1200 interwencji w 12 miesięcy
- Na brak zajęcia nie narzekaliśmy, to był dla nas kolejny rok wytężonej, ciężkiej pracy – przyznaje Tadeusz Ostrowski, z-ca komendanta Powiatowej Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Nowej Soli. W trakcie oficjalniej części Dnia Strażaka, którego obchody po latach przerwy wróciły na Pl. Floriana, gdzie pomnik patrona strażaków został odrestaurowany, st. bryg Zenon Zajdlic, z-ca Lubuskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP w Gorzowie Wlkp. mówił:
- Z poziomu komendy wojewódzkiej nowosolska jednostka wraz z całym potencjałem ratowniczym stanowi bardzo istotne ogniwo bezpieczeństwa mieszkańców naszego województwa i wszystkich tych, którzy korzystają z gościnności naszej ziemi.
Jego słowa nie wydają się kurtuazją. Pracę nowosolskich ogniowych obserwujemy na co dzień, zawsze i wszędzie niosą pomoc w takim zakresie, w jakim jest potrzebna.
Przykłady można mnożyć. Byli tam, gdzie pomocy potrzebowali choćby ludzie z Niedoradza, którym w nocy z 8 na 9 lutego ubiegłego roku płomienie zajęły dwa połączone ze sobą domy przy ul. Struga. Jak się później okazało, ta akcja była jedną z najcięższych w pracy strażaków w ostatnim czasie. - Nie pamiętam drugiego takiego pożaru, w którym zużyliśmy aż tyle wody w akcji gaśniczej... - przyznał później na łamach „Kręgu” komendant Ostrowski.
Rok nie tylko na dobre zaczął się dużym pożarem, ale także zakończył. W połowie grudnia żywioł wszedł do domu, nomen – omen, strażaka z Tarnowa Byckiego. Paweł Rzepski z żoną i dwójką dzieci oraz teściami, stracili niemal wszystko. Pomoc dla obu rodzin ruszyła lawinowo.
Koledzy po fachu nie zawiedli - zarówno z komendy PSP, ale także ochotniczych straży pożarnych z Bytomia Odrzańskiego i Nowego Miasteczka, a także z Pössncek, miasta partnerskiego Bytomia Odrzańskiego. Pomoc nieśli też ludzi dobrej woli, którzy przejęli się losem obu rodzin spod Bytomia. - Mąż zawsze pomagał innym, od 92 był w bytomskim OSP, od 2006 r. jest zawodowym strażakiem i gasi pożary. Ta służba i dobre uczynki wobec innych teraz do nas wróciły – mówi Jolanta Rzepska, żona strażaka.
Ze statystyki wynika, że najgorętszym miesiącem w pracy strażaków z nowosolskiej komendy był marzec. Wtedy odnotowano aż 222 wyjazdy do różnych zdarzeń, z tego aż 192 to były pożary.
Szczególnie uciążliwą zmorą, z jaką wiosną - od marca do czerwca - walczyli nowosolscy „fajermeni”, była seria podpaleń, w których ucierpiały tereny leśne. Jak czytamy w statystyce za 2012 rok, ogień strawił 45 ha lasu (w 2011 niecałe 5 ha, w 2010 niecałe 3 ha a w 2009 roku blisko 3,5 – dop. red). Do pierwszych podłożeń ognia doszło w marcu. Wtedy żywioł pojawił się m in w rejonie Studzieńca, Książa Śląskiego, a także Siedliska. Dzięki sprawnym akcjom strażaków udało się ratować mienie wartości setek tysięcy złotych, jednak bez strat się nie obeszło.
- Problem jest bardzo poważny – przekonywali na łamach „Kręgu” zarówno strażacy, jak i nadleśniczy Artur Tararuj. Na szczęście winowajca pożarów na terenie gm. Kożuchów w końcu wpadł. Okazał się nim 34-letni Daniel G., który pracował na zlecenie Zakładu Usług Leśnych, a za dozorowanie miejsc pożarowych otrzymywał pieniądze. - To głupota, że ktoś nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę wyrządza przyrodzie dla tych paru złotych zarobku – denerwuje się T. Ostrowski.
Inny problem, na który zżyma się komendant, to fałszywe alarmy . Łącznie w 2012 roku było ich 53. W samej końcówce roku były dwa alarmy bombowe w Nowej Soli pod „Intermarche” i w kożuchowskim Ante-Holz. W pierwszym przypadku sprawca alarmu został ujęty. Policjantom tłumaczył, że to był tylko głupi żart... Drugi autor fałszywego alarmu bombowego jest nadal nie ustalony. - Te głupie „żarty” to dla nas ogromne koszty, nawet do 6 tys. zł za każdy wyjazd – mówi T. Ostrowski, któremu wcale nie jest do śmiechu. - Ktoś sobie wybitnie musi nie zdawać sprawy, że w każdy wyjazd angażujemy ludzi, sprzęt, który będąc na takim wyjeździe cały czas jest włączony, tracimy paliwo, stawiamy na nogi jednostki OSP będące w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym a potem okazuje się, że to „fałszywa” – opowiada o charakterystyce każdego takiego wyjazdu komendant, który dodaje, że przecież w tym samym czasie te jednostki mogą być potrzebne gdzie indziej. - Załóżmy, że jest groźny wypadek na drugim końcu powiatu. Jeśli w ciągu 4,5 minuty osoba poszkodowana nie dostanie pomocy, nie zrobi się reanimacji i resuscytacji, to zamierają czynności mózg i człowiek staje się rośliną. Dlatego apeluję o rozsądek – mówi T. Ostrowski.
Pamiętajmy, że straż pożarna to nie tylko zawodowi ogniowi. Prężnie działają także jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. Łącznie wszystkie jednostki OSP miały w 2012 roku 633 interwencji. Najwięcej pracy mieli ochotnicy z Kożuchowa (216), Nowego Miasteczka (99) oraz Mirocina Górnego (85).
- Tam gdzie jest dobra prewencja robiona przez jednostki OSP – praca ze szkołami, urzędami gmin, gdzie są przeprowadzane akcje typu „Ratujmy skowronki” czy turniej wiedzy pożarniczej, tam w tych gminach jest mniej działań – wyjaśnia T. Ostrowski.
Jedną z takich gmin jest Siedlisko, gdzie jednostka OSP w 2012 rok świętowała swoje 65-lecie istnienia.
Straż mimo bogatej historii, wkrótce zacznie nowy rozdział. 2012 rok był także czasem, w którym w zasadzie dokończona została budowa nowej strażnicy. Ogniowi są o krok od przeprowadzki. Obecnie trwa doposażanie komendy. - Szykujemy tam stanowisko kierowania, które przeniesiemy najpierw. Jak to doprowadzimy do końca, będziemy działać dalej. Na dziś nie mogę konkretnie powiedzieć kiedy się przeprowadzimy na dobre, ale to nastąpi wkrótce – wyjaśnia komendant Ostrowski.
Mariusz Pojnar