– Każda kropla jest na wagę życia – mówi Radosław Kietliński, mąż Barbary, na leczenie której zebrano aż 14 litrów krwi
To efekt akcji, która odbyła się w poniedziałek w Domu Kultury w Nowym Miasteczku. Akcja została zorganizowana dla Barbary Kietlińskiej, u której lekarze wykryli ostrą białaczkę szpikową.
- Przed chorobą była osobą energiczną, nigdy nie chorowała, na żadne schorzenia. Wcześniej była wręcz okazem zdrowia, aż zaczęła odczuwać rwę kulszową – opowiadała przed tygodniem na łamach TK Andżelika Krauze, jedna z sióstr B. Kietlińskiej. Finalnie lekarze wykryli białaczkę, z którą B. Kietlińska walczy w klinice w Poznaniu.
Tu gdzie mieszka, wspierają ją najbliżsi i przyjaciele, którzy byli inicjatorami akcji i swoim spontanicznym działaniem przyciągnęli sporo ludzi, którzy chcą pomóc chorej.
- Basia to siostra mojej koleżanki, dlatego tu jestem. Choć generalnie boję się oddawać krew, ostatni raz oddawałam 10 lat temu i boję się igły, to dziś tu jestem, bo cel jest szczytny i okazja wyjątkowa – mówiła Anna Misztal, która jako pierwsza została zakwalifikowana do oddania życiodajnej substancji.
- Przyjechałem z Nowej Soli, podobnie jak koleżanka znam siostrę Basi i dlatego tu jestem – podkreślał Adrian Gabler, który siedział na fotelu obok A. Misztal.
Oboje poszli na pierwszy rzut akcji, którą spokojnie można określić pełnym sukcesem.
Przez cztery godziny udało się pobrać blisko 14 litrów krwi, ale chętnych żeby pomóc było ok. 100 osób.
- Sporo znajomych, przyjaciół, dużo mieszkańców Nowego Miasteczka, znajomi Basi z pracy z Nowej Soli, w sumie bardzo dużo ludzi. Kto mógł, to przyjechał. Cieszę się, że tylu ludzi wspiera Basię w tej chorobie. Każda kropla jest na wagę życia – mówi Radosław Kietliński, mąż chorej kobiety.
Dodaje, że krwi potrzeba bardzo dużo. - Żeby to zobrazować powiem, że zapotrzebowanie dzienne dla żony to krew pobrana od sześciu osób (każdy dawca oddał blisko pół litra - red)– mówi R. Kietliński.
Podobną zbiórkę krwi zorganizowała rodzina pani Basi z drugiego krańca Polski. - Pomagamy i na wschodzie, i na zachodzie – uśmiechała się Iwona Torfińska, druga z sióstr chorej na białaczkę kobiety. Dlatego śmiało można powiedzieć, że pomoc płynie z całej Polski. - Faktycznie rodzinę mamy dużą i wszyscy starają się pomóc, to budujące – podkreśla R. Kietliński.
Poniedziałkowa akcja nie jest na pewno ostatnia dla B. Kietlińskiej.
- Jak żona się obecnie czuje? - zapytałem.
- Dzisiaj przejdzie badanie szpiku, po nim będzie wiadomo co dalej. Na pewno we wrześniu czeka ją kolejna chemia. Pierwsza nie dała dużej poprawy, praktycznie dała niewiele, dlatego tej krwi potrzeba teraz tak dużo, bo organizm jest osłabiony. Aczkolwiek rozmawiałem z lekarzem, nie jest powiedziane czy to rokuje dobrze czy źle. Lekarze mówią, że każdy dzień jest inny, organizm cały czas walczy – odpowiada mąż pani Basi.
Już wiadomo, że poniedziałkowa akcja nie jest ostatnią, że będą kolejne, do ustalenia pozostają tylko następne daty.
Mariusz Pojnar