- Działamy na rzecz społeczeństwa. Czyścimy sklepy z przeterminowanych produktów i jesteśmy tańsi niż sanepid - mówią nasi bohaterowie, którzy w ubiegłym tygodniu kolejny już raz odwiedzili jeden z nowosolskich supermarketów

 

Panowie Artur i Mariusz pochodzą z Kołobrzegu. Wraz z dwójką kolegów od siedmiu lat jeżdżą po kraju i odwiedzają supermarkety, szczególnie jednej z dużych sieci i poszukują w nich przeterminowanych towarów. Do Nowej Soli zaglądają raz w miesiącu. Podobnych ekip jest w Polsce jeszcze kilkanaście.
Pracownicy marketów znają ich bardzo dobrze. Mają wydruki z kamer pokazujące ich twarze, więc gdy tylko ci zjawią się na sklepie, zaraz pojawiają się wokół nich nie tylko oni, ale jeszcze i ochrona. - Dwie panie przed, kolejne dwie za nami. W strachu przed naszym działaniem również wyszukują towarów po terminie i w popłochu zdejmują plakietki „Promocja”, ponieważ właśnie na tak oznaczonych półkach leży najwięcej niezdatnych do użycia czy spożycia produktów - opowiadają mężczyźni.
Mimo „rzucania im kłód pod nogi”, średnia ilość otrzymanych po jednej akcji w Nowej Soli pięciozłotowych bonów (w taki sposób sklep rekompensuje klientom znalezienie rzeczy z przekroczoną datą ważności) waha między 100 a 120. Kiedyś ich liczba była jeszcze większa, ale parę lat temu markety zmieniły zasady przyznawania bonów. - Wcześniej znalezienie np. pięciu felernych jogurtów o tej samej nazwie, równało się pięciu bonom. Dziś za pięć takich samych produktów bon jest jeden - wyjaśnia pan Artur.
Panowie podkreślają, że dzięki ich zajęciu wiele sieci zdecydowanie poprawiło jakość swoich usług. „Nieugięci” wciąż stosują brudne zagrywki, którym próbują omamić swoich klientów. - Do najpopularniejszych praktyk należy nabijanie nowej daty ważności na starą lub zamazywanie pierwotnej i nabijanie drugiej - mówi pan Mariusz.
A to nie koniec. Zdarzają się rzeczy bez jakiejkolwiek daty, a także sprytne promocje, gdzie dwa opakowania sprzedawane są taniej, bo razem - niestety jedno z nich jest już przeterminowane. - A największy „hit” to przekreślenie pierwszej ceny, dopisanie drugiej wraz ze słowem „Promocja”, ale gdyby tak się dokładnie przyjrzeć, to obie są takie same - mówią panowie pokazując na dowód zdjęcie takiego produktu. - Powrót na półki rzeczy, które znaleźliśmy miesiąc wcześniej, a tłumaczone pomyłką - to także się zdarza - dodają.
Artur Lawrenc