Jadwiga Lenartowicz-Ryłko z córką Barbarą- Był styczeń 1944 r. Łód ź. Sied ziel iśmy przy stole, z kocem na głowie słuchając radia z Londynu - tak Jadwiga Lenartowicz wspominała ostatnie chwile przed aresztowaniem przez gestapo. Potem trafiła do nowosolskiej filii obozu Gross-Rosen. Została obozową lekarką.

W styczniu ubiegłego roku minęła 65. rocznica likwidacji obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Jego filia mieściła się w Nowej Soli w „Nitkach”. W czasie wojny szkolny teren był obozem. Pierwszy, na łamach Tygodnika Krąg obszerny tekst o tym, jak funkcjonał obóz pracy, napisał dr Tomasz Andrzejewski, dyrektor nowosolskiego muzeum. On także był gospodarzem spotkania, do którego doszło 14 września w muzeum. Gościem honorowym była dr antropologii Barbara Ryłko-Bauer, Polka od lat mieszkająca i pracująca w Stanach Zjednoczonych. Jej matka Jadwiga Lenartowicz była lekarzem obozowym w nowosolskiej filii Gross-Rosen.

Antropolożka pracuje nad książką na temat opieki lekarskiej w obozie koncentracyjnym. To, że zjawiła się w Nowej Soli, miało konkretne znaczenie. Wizyta pozwoliła znaleźć nowe materiały do przygotowywanej publikacji. Jednak przede wszystkim przyjazd miał wymiar sentymentalny: - Być tutaj to dla mnie ogromne wzruszenie, wspaniała okazja, żeby poznać miejsca, w których bywała mama – podkreśliła przed tygodniem na łamach Tygodnika Krąg B. Ryłko-Bauer, która spotkała się z żyjącymi do dziś więźniarkami nowosolskiej fili obozu.

Z obozu do obozu

Pani Jadwiga urodziła się w Łodzi. Tam też zastała ją wojenna pożoga. Wtedy była już lekarką. Było ciężko. Gestapo inwigilowało wszystkich. Nikt nie czuł się bezpiecznie nawet we własnym domu. Wojenna rzeczywistość okupacji dała już o sobie dobrze znać.

Barbara Ryłko-Bauer podczas wspólnego spaceru po Odrze z dyrektorem muzeum Tomaszem AndrzejewskimW styczniową noc pani Barbara spotkała się ze znajomymi. „Siedzieliśmy przy stole, z kocem na głowie słuchając radia z Londynu – czytamy we wspomnieniach pani Cudnoskiej, która była pielęgniarką-masażystką w szpitalu im. Anny Marii w Łodzi. Była Finką z pochodzenia, mogła więc mieć radio w domu. Przed północą nagle ktoś głośno zapukał do drzwi. To było gestapo. Oprawcy z trupimi czaszkami na czapkach wyprowadzili z domu panią Jadwigę. Została aresztowana, tak jak i inni jej znajomi tej samej nocy. Gestapowcy wiedzieli kogo szukają. Areszty były wcześniej zaplanowane.

Pani Jadwiga trafiła do ponurego kobiecego więzienia przy ul. Gdańskiej. Wcześniej za jego mury trafiły jej dwie siostry. Nie wiedziała co dalej z nią będzie. Czy zostanie rozstrzelana, czy będzie bita podczas przesłuchań. W celi siedziała do marca przystosowując się do ciężkich warunków. W połowie marca lekarka została wywieziona wraz z grupą innych kobiet do obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Za drutem kolczastym żyła do połowy maja. W połowie maja znowu wsiadła do bydlęcego wagonu. Tym razem pociąg zatrzymał się na rampie obozu koncentracyjnego Gross Rosen. Stamtąd każda z kobiet została wysłana do innego obozu pracy. Wszystkie znajdowały się pod komendą Gross-Rosen. Pani Jadwiga najpierw trafiła do obozu w Zielonej Górze. Potem została przewieziona do Trautenau (Trutnov). Tam jednak też długo nie była. Trudy obozowego życia z pewnością wywarły już piętno na delikatnej kobiecie. Mimo wszystko dawała sobie radę. W czerwcu 1944 roku trafiła do żydowskiego obozu pracy dla kobiet w Nowej Soli. Została do końca stycznia 1945 roku.

Obozowa rzeczywistość

Pani Jadwiga w nowosolskiej fili obozu zastała 800 wycieńczonych morderczą pracą Żydówek. Były zmuszone do pracy w fabryce nici Gruschwitz. Lekarka z Łodzi obozowe pomieszczenie dzieliła z dwiema więźniarkami-Żydówkami. Pierwsza, Estera, była dentystką. Druga, młodsza o miłym imieniu Hania z zawodu była pielęgniarką.

Kobiety zajmowały dwupokojowy barak. W pierwszym zorganizowano prowizoryczny gabinet lekarski. Lepszym określeniem byłby jednak pokój do spotkań z pacjentkami. W drugim pokoju kobiety spały. - Mama dostała nakaz pracy jako lekarka obozowa, która leczyła więźniarki pochodzenia żydowskiego. W trójkę zabezpieczały opiekę lekarską na terenie całej obozowej filii – opowiadała podczas wizyty w Nowej Soli B. Ryłko-Bauer.

Kobiety codziennie miały pełne ręce pracy. Zgłaszały się do nich obozowiczki skrajnie wymęczone bardzo ciężką pracą. Codziennie musiały wykonywać obowiązki, które nawet w normalnych warunkach i przy normalnym odżywaniu byłby bardzo męczące.

Pacjentki cierpiały na urazy związane z pracą. Do gabinetu  przychodziły z wielkimi i niebezpiecznymi ranami. Kolejną plagą było niedożywienie oraz brak witamin. Kobiety chorowały najczęściej na zapalenie płuc. Problemów chorobowych było tyle, ile więźniarek.

Obozowe piekło

Obozowe życie było bardzo ciężkie. Każdy chciał przeżyć i doczekać końca wojny. Córka obozowej lekarki na obozową rzeczywistość zwróciła uwagę spacerując po terenie byłej fabryki Odra. To było miejsce morderczej pracy setek kobiet. Obozowa rzeczywistość powodowała, że więźniarki przyjmowały różne postawy. Niechlubne, ale wywołane chęcią przetrwania. Najmłodsza więźniarka miała 13 lat. To było jeszcze dziecko. Najstarsza liczyła 30 lat. - Dziewczyny często nie dawały sobie rady, przechodziły ciężkie załamania psychiczne – relacjonowała B. Ryłko-Bauer. Kradzieże czy odbierane jedzenie lub ubrania słabszym nie były niczym nowym. To się zdarzało w obozach koncentracyjnych nagminnie. Dziś trudno sobie wyobrazić, ale ciepła kurtka czy miska miały wpływ na to, czy więźniarka przeżyje obóz. Nie masz miski, to nie jesz. Brakuje tobie ciepłego okrycia, to zamarzniesz lub przeziębisz się i umrzesz. Tak było w obozowym piekle. Kobiety zdawały sobie jednak sprawę, że nawet w okropnych warunkach, przymierając głodem, można było próbować normalnie żyć. - Obozowe piekło można było przetrwać, jeżeli nie gubiło się człowieczeństwa – zaznaczyła B. Ryłko-Bauer.

Groziła epidemia dyfterytu

Antropolożka robiła mnóstwo zdjęć na terenie fabrykiLekarka z pomocnicami radziła sobie, jak tylko mogła. W apteczce brakowało wszystkiego. O wielu podstawowych nawet lekach można było jedynie pomarzyć. Było bardzo ciężko. Dla lekarki jeszcze gorzej, kiedy pracuje z przekonaniem, że w wielu przypadkach może pomóc, ale brakuje do tego środków.

Córka lekarki wspomina o jednej z niebezpiecznych sytuacji w obozie. Do gabinetu zgłosiła się ciężko chora kobieta. Lekarka natychmiast rozpoznała chorobę i postawiła diagnozę. Dyfteryt. Nad obozem zawisła groźba śmiertelnej epidemii. Pani Jadwiga wiedziała jak pomóc kobiecie i uratować inne więźniarki. Nie miała jednak czym. Potrzebowała leków, których przecież nie było. Pomocy można było szukać tylko u niemieckiego lekarza. Zajmował się on leczeniem strażniczek obozowych. Odważna kobieta powiedział mu, czego potrzebuje. - Zgodził się na to, żeby dostarczyć niezbędne antyserum. Przyniósł je po paru dniach. Więźniarka wyzdrowiała. Gdyby tego nie zrobił, wybuchłaby epidemia, która mogłaby opanować cały obóz – opowiadała B. Ryłko-Bauer. Dziś nie wiadomo, dlaczego niemiecki lekarz pomógł. Możliwe, że zachował się jak lekarz i najważniejsze dla niego było życie nawet więźniarek. Chciał uratować kobietę i cały obóz. Z drugiej, mógł pomóc z czystego wyrachowania. - Ratował swoją skórę i wszystkich Niemców, bo epidemia na pewno obgięłaby swoim zasięgiem cały obóz – domyślała się antropolożka.

Dziś trudno ustalić, ilu kobietom w obozie pomogła pani Jadwiga. Nie prowadzono żadnych kart medycznych ani spisów leków. Dlatego trudno określić liczbę pacjentów pani doktor.

Mariusz Pojnar

 

Jadwiga Lenartowicz Ryłko

Jadwiga Lenartowicz Ryłko… córka Stanisława i Heleny (Gąsiorek), urodziła się w Łodzi 1 października 1910 roku. Miała cztery siostry: Marysia, Bronisława (Basia), i Zosia urodziły się przed pierwszą wojną światową, natomiast najmłodsza, Halina, w 1920 roku. Uczęszczała do prywatnego Gimnazjum i Liceum Zofii Pętkowskiej, które mieściło się przy ul. Wołczańskiej w Łodzi. W 1930 roku zdała maturę. Jesienią tego samego roku przystąpiła do studiów medycznych na Uniwersytecie Poznańskim. Po otrzymaniu dyplomu lekarskiego 11 grudnia 1936 roku, wróciła do Łodzi. W następnym roku zaczęła staż, najpierw na oddziale chirurgicznym w szpitalu im. Prezydenta Mościckiego, a następnie na oddziałach wewnętrznym i położniczo-ginekologicznym w szpitalu Ubezpieczalni Społecznej w Łodzi. Ostatnie trzy miesiące stażu, od kwietnia do czerwca 1938 roku, odbyła na oddziale pediatrycznym, w szpitalu dla dzieci im. Anny Marii (dziś szpital im. Janusza Korczaka). Pozostała w tym szpitalu na dalszą specjalizację w pediatrii. 31 maja 1940 r. została usunięta ze szpitala przez władze okupacyjne jako Polka. Taki sam los spotkał innych lekarzy tego szpitala, którzy byli pochodzenia polskiego, a także lekarzy pochodzenia niemieckiego, którzy nie przyjęli Volkslisty.

W lutym 1940 roku władze okupacyjne wydały rozkaz na wysiedlenie wszystkich mieszkańców tego rejonu w celu założenia getta żydowskiego. Rodzina pani Jadwigi dostała małe mieszkanie, a ojciec wynajął pomieszczenie na tej samej ulicy, gdzie założył nowy gabinet. Później, gdy pani Jadwiga została zwolniona ze szpitala, jej rodzice znowu przenieśli się, tym razem poza miasto do własnego małego majątku. Tam pozostali do końca wojny.
Pani Jadwiga przejęła ten trzypokojowy gabinet ojca pracując jako lekarz dla Ubezpieczalni Społecznej. W maju 1942 roku, dwie siostry pani Jadwigi zostały aresztowane i oskarżone przez Gestapo o branie udziału w akcjach podziemnych Armii Krajowej. Także trafiły do obozów.

Pani Jadwiga także została aresztowana ale dwa lata później. Finalnie trafiła do Neusalz. Pod koniec stycznia 1945 roku SS zlikwidowało obóz a więźniarki wyruszyły piechotą, w trzech dużych grupach, w kierunku zachodnim. W 40-kilometrowym marszu dużo więźniarek zginęło, a te które przeżyły dotarły do bozu KL. Flossenburg w połowie  marca 1945 roku. Ponieważ Flossenburg był obozem męskim, pani Jadwiga została odłączona od grupy więźniarek i zamknięta w bunkrze, a reszta jej transportu z Neusalz została wpakowana do wagonów i zawieziona w okrutnych warunkach do KL. Bergen-Belsen.

Po jakimś czasie lekarka została przeniesiona do Mehltheuer, innego obozu pracy dla Żydówek, będącego pod komendą Flossenburga. Tam pracowała też jako więźniarka-lekarz, razem z drugą Polką przywiezioną z Oświęcimia, Dr. Szajnuk. Obóz Mehltheuer został wyzwolony przez armię amerykańską 15 kwietnia 1945 roku. Przez pięć lat po wojnie pani Jadwiga pracowała w Niemczech jako lekarz obozowy, wpierw w “Burg,” Polskim Wojskowym Obozie Kobiet w Weinheim, a poźniej w obozie ćwiczennym w Kaefertalu, przy Mannheim, w Oddziałach Wartowniczych. Tam spotkała płk. Ryłko, który będąc oficerem Wojsk Polskich został wzięty do niewoli niemieckiej we wrześniu 1939 roku, gdzie spędził całą wojnę. Jadwiga Lenartowicz i Władysław Ryłko pobrali się w 1947 roku. Po zamknięciu obozu w Kaefertalu przez władze amerykańskie, pani Jadwiga została przeniesiona do Hoechst, pod Frankfurtem, gdzie pracowała jako lekarz w innym obozie polskim.
W styczniu, 1950 roku urodziła córkę, Barbarę, a w listopadzie tego samego roku, wyemigrowała z mężem i dzieckiem do Stanów Zjednoczonych, do Detroit, w stanie Michigan. Tam pracowała do 1975 r. jako pielęgniarka. Potem przeszła na emeryturę. Zmarła w 2010 r. w wieku 100 lat.

Życiorys w skrócie napisany na podstawie opracowania Barbary Ryłko-Bauer